Odcinek 4: Wacek i Mutka Sobaszkowie

Węgajty Długość odcinka:

Węgajty, czyli teatr na klepisku

Nowe Kawkowo, Węgajty, Pupki, Godki. Tu można przekonać się, jak bije artystyczne serce Warmii. Bo jeśli ktoś wyobrażał sobie, że dźwięki wsi to tylko kogut o poranku i krowa popołudniem, jest w dużym błędzie. Wystarczy spojrzeć na program corocznego festiwalu „Sztuka w obejściu”, żeby przekonać się, że w warmińskich wsiach dzieje się i to nie mało.

W tym odcinku zaglądamy do Wiejskiego Teatru Węgajty. To teatr alternatywny, który na początku lat 80.  przeniósł się z miasta na wieś. O tym jak powstała scena na klepisku, opowiedzą nam  Mutka i Wacek Sobaszkowie, twórcy tego miejsca. 

A tym, którzy wysłuchali już opowieści dźwiękowej, polecamy sięgnięcie po książkę „Spiski życiowe. Dziennik węgajcki 1982-2020” autorstwa Wacka Sobaszka. To opowieść o tym, co budowało go przez 38 lat życia – codzienne obserwacje, przemyślenia, wiersze, szczęścia, śmierci i zdziwienia. To też inny sposób na opowiedzenie o tym, jak powstawał Teatr Węgajty, z perspektywy jego założyciela i „dziania się”, procesu osadzania. Na zachętę trzy cytaty:

28 października 1982

Wyrazić komuś swe niezadowolenie bez zmartwienia na twarzy. Umieć się uśmiechnąć do niego chwilę później. Nie nosić w sercu urazy.

[…]

1 października 2003

Biegnę. Codziennie około dwóch kilometrów. Zgodnie z miarą, jaką ustanowił Grotowski. Różnicuję rytm biegu, między innymi w zależności od rzeźby terenu. Czasem rozpęd gna mnie aż na szczyt wzniesienia. Dzis przed stromym wzniesieniem jednak przystanąłem. Stoję, nie mam zadyszki, ale czekam. Nie zmęczenie, ale znużenie, coś jakby brak entuzjazmu. Czekam, aż będę mógł z ochotą wejść na szczyt. Zerwałem z zasadą ciągłego biegu, ale pozwoliłem zadziałać „windzie” (mówił o niej Grotowski), sile, która rzeczywiście po chwili się pojawiła i zaniosła mnie na górę.

[…]

16 lipca 2011

Musnęło mnie. Zmierzch lipcowy bez wiatru, bez deszczu. Motyl trzepie skrzydłami o szybę, światło na klepisku, śpiew ledwo słyszalny. Dostałem dziś w prezencie miseczkę malin, dojadam. Zagrzałem mleko kozie. Zapach przypomniał mi Jakuba, kiedy był mały, miał pić mleko kozie, bo lekarz tak chciał. Kupiliśmy kozę dla naszego synka, by przestał chorować. Wszystkim to mleko smakowało, tylko nie jemu… Echo tamtego czasu, lipiec, głosy, smaki, rośliny, bzyczenia owadów. To wszystko jest mną. Chodzę ostrożnie, przysiadam czujnie, by nie spłoszyć siebie.

Grafika okładki pochodzi ze strony www.teatrwegajty.eu